Druga : na efekt poparcia udzielonego Bronisławowi Komorowskiemu nie mają wpływu jakiekolwiek przesłanki racjonalne i merytoryczne, w tym negatywne okoliczności dotyczące tej postaci.
Trzecia: zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego w II turze wyborów jest w pełni realne.
Pierwsza refleksja nie jest żadną rewelacją. W identyczny sposób, jak obecnie tzw. sondażownie działały podczas wyborów prezydenckich w roku 2005 i tylko „krótkiej pamięci” Polaków zawdzięczamy, że pięć lat później mogły dokonać tej samej manipulacji.
Całkowitą kompromitacją okazały się tegoroczne przewidywania „sondaży” Gazety Wyborczej, w których zapowiadano zwycięstwo Komorowskiego już w I turze. Podobnej wartości były „badania” sporządzone na zlecenie TVN i TVN24, podczas których dzwoniono do sześciu tysięcy osób, które oddały głos w pierwszej turze wyborów. Na tej podstawie wyliczono, że Komorowski dostał 45,7 proc. głosów, a Jarosław Kaczyński - 33,2 proc.
Na 9 dni przed wyborami z sondażu SMG/KRC dla TVN24 wynikało, że w pierwszej turze Komorowski miał otrzymać poparcie 42 proc. badanych, a Jarosław Kaczyński tylko 30 proc.
18 czerwca br. sondaż Homo Homini wskazywał na zwycięstwo Komorowskiego - 55,5 proc., do Kaczyńskiego - 37,8 proc.
Ujawnienie rażących dysproporcji między prognozami tych sondażowni, a rzeczywistym wynikiem I tury, jest także okolicznością kompromitującą dla wielu dziennikarzy, publicystów i tzw. analityków, którzy bezkrytycznie formułowali przedwyborcze oceny w oparciu o wyniki owych badań, nie dopuszczając refleksji, iż mogą być one elementem przedwyborczych manipulacji.
Znacznie poważniejsza wydaje się jednak druga przesłanka.
W roku 2007 PO zwyciężyła w wyborach parlamentarnych z wynikiem 41,51%. Wczorajszy wynik Komorowskiego - ok.41% potwierdza, że partia rządząca zachowała swój „twardy” elektorat i pomimo 3 lat rządów utrzymuje poparcie na tym samym poziomie. Trudno oczywiście stwierdzić, czy elektorat PO z roku 2007 i obecny elektorat Komorowskiego stanowią te same osoby, choć niemal identyczny wynik zdaje się to wyraźnie sugerować.
Do świadomości tak sformatowanego wyborcy, nigdy nie zdoła dotrzeć żadna z konsekwencji związanych z wyborem tego kandydata. Groźba dominacji rosyjskiej i wystąpienia Polski z NATO, totalitaryzacja życia publicznego: rządy wojskowej bezpieki, wprowadzenie utajnionej cenzury, inwigilacja i represje wobec obywateli, gospodarcza zapaść czy uzależnienie od Rosji – wydają się dla wyborcy Komorowskiego kwestiami moralnie obcymi i nierozpoznanymi intelektualnie.
Podobnie - wszelkie rzeczowe i wsparte na faktach przekazy dotyczące tej ponurej postaci, nie mają szans dotrzeć do świadomości 40% wyborców. W tym samym obszarze niewiedzy znajduje się informacja o braku jakichkolwiek osiągnięć w 20 letniej karierze politycznej Komorowskiego, fatalnym dla wojska okresie jego ministrowania, czy braku kompetencji dla zajmowania poszczególnych stanowisk, niskim stanie wiedzy ogólnej kandydata i niedostatkach w zakresie elementarnej kultury.
Poważna, intelektualna schizofrenia dotycząca tej grupy Polaków byłaby doskonale widoczna gdyby zapytać wyborców Komorowskiego: czy chcą Polski politycznie i gospodarczo uzależnionej od putinowskiej Rosji, lub: czy są stronnikami sowieckiej ekspozytury wojskowej bezpieki, prześladującej przez dziesięciolecia ich rodaków i żerującej na gospodarce III RP? Można być pewnym, że te same osoby odpowiadając przecząco na takie pytania – jednocześnie, bez żadnych oporów popierają kandydata, który we wszystkich wypowiedziach reprezentuje interes Rosji, jest wspierany przez prasę rosyjską i funkcjonariuszy wojskowej bezpieki, a od wielu lat pozostaje politycznym patronem ludzi, wywodzących się ze zbrodniczej Informacji Wojskowej.
Jedną z najistotniejszych informacji wieczoru wyborczego w TVP, był wynik sondażu w którym zapytano Polaków: na ile tragedia smoleńska miała wpływ na dokonywany przez nich wybór? Pomijając oczywistą absurdalność tak sformułowanego pytania, warto odnotować, że odpowiedź jakiej udzieliło blisko 80% respondentów twierdzących, że zdarzenia z 10 kwietnia nie miały wpływu na ich wybór – powinna przeciąć wszelkie spekulacje, co do rzekomego wstrząsu, jakiego doświadczyli Polacy w związku z tragicznymi wydarzeniami. Jest oczywiste, (a potwierdza to również wynik wyborczy) że po dwóch miesiącach od 10 kwietnia Polacy nie dostrzegają już związku przyczynowo skutkowego między tym wydarzeniem, a przyśpieszonym terminem wyborów, zachowaniami Bronisława Komorowskiego, czy wreszcie, samym faktem kandydowania Jarosława Kaczyńskiego.
Nie może zatem dziwić, że taki związek nie jest również widoczny dla wyborców Komorowskiego, a zachowanie tego człowieka po śmierci prezydenta pozostaje moralnie obojętne i nierozpoznane dla wyborców PO.
Z refleksji dotyczącej zdolności percepcyjnych „twardego” elektoratu PO/Komorowskiego powinna wynikać oczywista konkluzja, że kierowanie do tej grupy przekazów opartych na faktach i rzeczowej argumentacji jest pozbawione sensu i nie ma najmniejszego wpływu na zmianę preferencji. Czynnikiem integrującym to środowisko jest bowiem nienawiść do braci Kaczyńskich oraz bezgraniczna, sekciarska wiara w przekaz medialny i partyjny. W zderzeniu z przesłankami racjonalnymi, musi to powodować jedynie wzrost agresji i kolejny wybuch nienawiści – jako reakcję na wrogi, bo nierozpoznany element prawdy, niezgodny z aktem bezkrytycznej wiary.
Wynik wyborczy kandydata PiS-u jest doskonały, gdy wziąć pod uwagę okoliczność niedostrzeżoną przez tzw. analityków. O ile na wynik Komorowskiego „pracowała” od 3 lat cała grupa rządząca, przy wydatnym wsparciu usługowych mediów i tzw. autorytetów, o tyle Jarosław Kaczyński jest kandydatem zaledwie od 2 miesięcy i nikt przed tragedią smoleńską nie brał tej kandydatury poważnie pod uwagę. W tych warunkach, przy ograniczonej możliwości prowadzenia kampanii wyborczej oraz ewidentnych aktach manipulacji medialnych i sondażowych, wynik Kaczyńskiego stanowi doskonały prognostyk przed II turą wyborów.
Warunkiem podstawowym wydaje się dotychczasowa, nie konfrontacyjna taktyka wzmocniona o twarde punktowanie wszelkich braków merytorycznych Bronisława Komorowskiego podczas debat telewizyjnych. Dla człowieka dużej inteligencji, sprawnego i kompetentnego polityka - jakim jest Kaczyński – jest to zadanie stosunkowo łatwe, a ostateczny obraz tych rozgrywek, (nawet przy niechętnej i agresywnej propagandzie) musi być korzystny dla prezesa PiS.
Grupą docelową, do której należy obecnie skierować cały przekaz dotyczący kandydatury Kaczyńskiego mogą być wyłącznie ci Polacy, którzy nie brali udziału w I turze wyborów.
Z powodów, jakie wyżej wskazałem, nie ma natomiast sensu próba „odzyskania” elektoratu Komorowskiego/PO. Tu nie pomogą żadne argumenty, ani informacje najbardziej oczywiste. Dość sugestywnym dowodem, że elektorat ten nie jest zainteresowany prawdą o osobie, której chce powierzyć przyszłość Polski jest fakt, że żaden z publicystów, dziennikarzy i przedstawicieli establishmentu III RP nie wykazał dość odwagi, by zadać Komorowskiemu choćby jedno pytanie z listy 50 skierowanych do kandydata. Tchórzostwo tej postawy, nie wymaga komentarza. Z tego względu, próby prowadzenia dyskusji z częścią społeczeństwa, która nie ma nawet odwagi usłyszeć odpowiedzi na trudne pytania zadane kandydatowi - muszą być skazane na porażkę.
Można natomiast oczekiwać na mobilizację choćby części, z blisko 50- procentowego potencjalnego elektoratu „niezagospodarowanego” - ludzi, którzy dotychczas nie popierali żadnej partii i kandydatów. Przekonanie ich, że sytuacja Polski wymaga pójścia na wybory i oddania głosu na polskiego kandydata wydaje się łatwiejsze, niż absurdalne mrzonki o przejęciu komunistycznego elektoratu Napieralskiego czy próby uszczuplenia grupy zwolenników PO.
Jedynie w tym obszarze, jest jeszcze ogromny potencjał wzbudzenia aktywności obywatelskiej, a ponieważ „twardy” elektorat PO zdaje się nie przekraczać 40%, przy około 50 procentowej frekwencji wyborczej – każdy głos pozyskany spośród grupy, która dotychczas nie głosowała, będzie zwiększał szanse Jarosława Kaczyńskiego.
Bardzo proszę, o nieprzysyłanie zaproszeń do zamieszczania publikacji w jakichkolwiek inicjatywach "lubczasopismo". Nie jestem zainteresowany udziałem w tym przedsięwzięciu S24.
Komentarze
Pokaż komentarze (205)