Aleksander Ścios Aleksander Ścios
2852
BLOG

LĘKI LOKATORA BELWEDERU

Aleksander Ścios Aleksander Ścios Polityka Obserwuj notkę 126

 

Choć wiemy, że logika prezydentury Bronisława K. została zbudowana na zapiekłej nienawiści do osoby Lecha Kaczyńskiego, są w decyzjach tego człowieka okoliczności, które wymykają się ocenom politycznym i nakazują postrzegać tę prezydenturę w perspektywie rzeczy trudnych do zdefiniowania.

Nie sposób bowiem racjonalnie wskazać powodów, dla których Bronisław K. tak stanowczo wzbrania się przed zamieszkaniem w Pałacu Prezydenckim. Tę niechęć niewiele tłumaczą idiotyczne zabiegi propagandystów, oskarżających Martę Kaczyńską o „zbyt późne przekazanie kluczy” lub wskazywanie na obrońców krzyża, jako winnych prezydenckiej obstrukcji.

Faktem jest, że Bronisław K. wybrał na swój dom Belweder i wbrew tradycji wszystkich dotychczasowych prezydentów III RP nie chce zamieszkać w Pałacu przy Krakowskim Przedmieściu. Publikowane w uczynnych mediach wyjaśnienia, jakoby Bronisław K. wybrał Belweder, „bo jest bardziej wygodny i ma świetną historię, a poza tym przed Pałacem Prezydenckim wciąż gromadzą się ludzie przed krzyżem, a w budynku ciągle są żywe wspomnienia poprzedniej, Pierwszej Pary RP” zasługują na uwagę tylko z powodu ostatniego argumentu.

Niewątpliwie - dla człowieka, który nienawistnie atakował Prezydenta Kaczyńskiego, twierdząc, iż póki jest ten prezydent, nie da się dobrze rządzić”, dla autora słów „chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lecha Kaczyńskiego” - wspomnienia o poprzedniku mogą budzić lęk i niechęć. I muszą być to uczucia niezwykłej miary, skoro przekładają się na tak zasadniczą decyzję o zmianie miejsca zamieszkania.

Rozumiem zachowanie Bronisława K. Ma prawo obawiać się pamięci o największym z prezydentów III RP, nie tylko z powodu swoich przeszłych wypowiedzi i zachowań, ale może przede wszystkim z uwagi na świadomość, że nigdy nie będzie mu dane sięgnąć po taką prezydenturę i dorównać wielkości poprzednika.

Rozumiem też, że Bronisław K. może obawiać się tego, co w rzymskiej mitologii nazywano genius loci – ducha miejsca, który sprawia, że dana przestrzeń jest jedyna w swoim rodzaju, wyjątkowa i niepowtarzalna i nie pozwala na dokonanie przeobrażeń, a nawet potrafi się przed nimi bronić.

Takim miejscem musi być Pałac Prezydencki, w którym Lech Kaczyński wraz z Małżonką spędził ostatnie 5 lat, traktując je jako miejsce pracy i własny dom. Mógł je za takie uważać, bo czuł się lokatorem pełnoprawnym - powołanym przez naród, posiadającym jego legitymację i wsparcie. W tym Pałacu powstawały projekty prezydenckich dokumentów i wystąpień, tam koncentrowała się energia ludzi dobrej woli, współpracowników i przyjaciół z których wielu zginęło pod Smoleńskiem. Tam była obecna myśl o Polsce niepodległej i silnej, budowana w kręgu ludzi kierujących się patriotyzmem i narodową tradycją.

Czy jest to duch, w pobliżu którego dobrze czułby się człowiek będący dziś prezydentem? Czy taki genius loci nie stanowi dostatecznie mocnej bariery dla Bronisława K.

Jest jeszcze jeden obszar zdarzeń i decyzji, tylko pozornie racjonalnych i wytłumaczalnych.

Wiemy, że jedną z pierwszych dyspozycji marszałka Sejmu pełniącego wówczas obowiązki prezydenta było zlecenie Biuru Bezpieczeństwa Narodowego opracowanie raportu mającego ustalić nowe zasady korzystania przez VIP-ów z samolotów, tak, by po kwietniowej tragedii zapobiec podobnym wypadkom w przyszłości. Można uznać, że tym samym kandydat na prezydenta wypełnił swoje deklaracje z 2008 roku, gdy po katastrofie samolotu CASA zapowiadał konieczność zmian w procedurach dotyczących lotów najważniejszych osób w państwie.

Na początku września br. szef BBN gen. Stanisław Koziej poinformował o ogólnych procedurach, jakie zawarto w dokumencie sporządzonym na zlecenie prezydenta. Są w nim ustalone zasady, które powinny dotyczyć lotów specjalnych, m.in. taka, że na pokładzie samolotu nie będzie mogła podróżować więcej niż jedna z czterech najważniejszych osób w państwie oraz dotycząca tzw. „rekonesansu lotniczego”. Chodzi o wybór miejsca lądowania i wcześniejsze przetestowanie lotniska. Wybór ma zaakceptować funkcjonariusz BOR, a jeśli głowa państwa będzie musiała lądować na lotnisku słabiej wyposażonym, które nie jest lotniskiem cywilnym, to załoga samolotu wcześniej musi przylecieć na to lotnisko sama i wykonać lądowanie i ponowny start Wiemy również, że od czerwca tego roku MON czarteruje od EuroLOT dwa cywilne embraery 17. To słuszne i potrzebne zasady i wypada jedynie żałować, że wcześniej nie dbano w taki sposób o bezpieczeństwo głowy państwa.

Ta informacja zbiegła się z inną, dotyczącą zakończenia remontu drugiego polskiego samolotu rządowego Tu-154M - identycznego z tym, który uległ katastrofie pod Smoleńskiem. Remontu dokonano w zakładach w Samarze, tych samych, w których wcześniej był remontowany pierwszy tupolew. Dowiedzieliśmy się również, że Bronisław K. nie będzie latał wyremontowanym samolotem, a polskie władze najwyraźniej nie wiedzą co zrobić z rosyjską maszyną. Gazeta "Kommiersant", która pisała o tych rozterkach powołuje się przy tym na wypowiedź posła Tadeusza Iwińskiego, który oświadczył, że Bronisław K. „raczej nie będzie latał wyremontowanym Tu-154M, a przyczyny są tu raczej emocjonalne".

Według Iwińskiego, być może samolot będzie wykorzystywany nie przez prezydenta i premiera, lecz do przewozu urzędników niższej rangi. Ta informacji w pełni koresponduje z rządowymi decyzjami o czarterze embraerów i zasadami opracowanymi przez BBN.

Jeśli rzeczywiście Bronisław K. nie ma zamiaru wchodzić na pokład tupolewa, jest w tym zachowaniu zawarta niezwykle irracjonalna przesłanka. To przecież on sam i grupa rządząca są przekonani, że stan techniczny rządowego Tu-154M nie mógł być przyczyną awarii, dając w tym zakresie pełną wiarę rosyjskim ekspertom. Muszą być również przekonani o prawidłowym przebiegu remontu, a przede wszystkim o dobrych intencjach i zamiarach władz Rosji. Sam Bronisław K. i jego polityczni przyjaciele mają w płk Putinie życzliwego sprzymierzeńca, a zapoczątkowany po tragedii smoleńskiej proces „pojednania” polsko- rosyjskiego wchodzi w coraz to wyższe obszary.

Jakimi zatem „przyczynami emocjonalnymi” można byłoby wyjaśnić lęk Bronisława K. przed lataniem rosyjską maszyną? Minister obrony narodowej Klich wyraźnie oświadcza, że nie ma żadnych przeszkód, by najważniejsze osoby w państwie dalej latały tupolewem”.

W tym wypadku, w decyzji Bronisława K. nie może przecież chodzić o nieuchwytne genius loci, skoro to nie na pokładzie tego samolotu zginął Lech Kaczyński. Trudno też podejrzewać go o nadmierną afektację, co mieliśmy okazję obserwować po 10 kwietnia, gdy następnego dnia po tragedii ujawnił, że sytuacja jest nadzwyczajna także i dla niego osobiście, ponieważ musi "scalać kalendarz, obowiązki i procedury”, a jest szereg ustaw, które przesłał do prezydenta Kaczyńskiego "z wyrazami uszanowania i tytulaturą", a "teraz będzie musiał sam je podpisywać". Był to objaw szczególnej wrażliwości, raczej niedostępnej wówczas dla większości Polaków.

Może zatem za tego rodzaju „emocjami” kryją się zasadne przesłanki, a Bronisław K. ma wiedzę na temat wyremontowanych samolotów, którą nie zechciał podzielić się ze społeczeństwem? Może za tymi irracjonalnymi obawami, lękiem przed Pałacem i rządowym tupolewem skryte są prawdziwe tajemnice tej prezydentury ?

 

Artykuł opublikowany w Gazecie Warszawskiej

.................... Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo. ...............

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka