Aleksander Ścios Aleksander Ścios
9978
BLOG

BILANS OTWARCIA . CENA TRAGEDII SMOLEŃSKIEJ.

Aleksander Ścios Aleksander Ścios Polityka Obserwuj notkę 96

Wiele lat musiało upłynąć, nim zrozumieliśmy zbrodniczą logikę Stalina zawartą w rozkazie o wymordowaniu tysięcy polskich oficerów w Katyniu. Gdy płk Putin mówi o tej zbrodni, że była „aktem zemsty za rok 1920” – łże, dostrzegając własny interes w ukrywaniu zamysłów rosyjskich oprawców. 

Łże, ponieważ logiką zbrodni katyńskiej była „Polska ludowa”, a likwidacja elit II RP miała utorować drogę bandytom uzurpującym sobie prawo bycia „elitą” narodu. Sensem tej operacji była organizacja sowieckiej strefy okupacyjnej, nazwanej później PRL –em. 

Rosjanie nie popełniają takich zbrodni „w afekcie”, nie kierują się tanim uczuciem zemsty. Specjalista katowskiego komanda wyznaczonego do likwidacji Polaków w Katyniu – płk Wasilij Błochin - który osobiście zabił 50 tysięcy osób nie był szaleńcem, a profesjonalnym technologiem zbrodni. To on zrezygnował z rewolwerów Nagan, które zbyt szybko się nagrzewały, na rzecz niemieckich policyjnych waltherów PP. Uczył kolegów, że nie należy strzelać ofierze w potylicę, lecz starać się trafić kulą między kręgi szczytowy i obrotowy kręgosłupa szyjnego. Dzięki temu, dowodził, śmierć jest błyskawiczna, krwi niewiele.

Gdy zatem po doświadczeniach ostatnich sześciu miesięcy chcielibyśmy spojrzeć na tragedię smoleńską i zapytać o jej następstwa, może się okazać, że dostrzeżemy jeszcze zbyt mało, by w pełni ocenić wagę tego zdarzenia. Konkrety, jakie można wyliczyć, mogą się okazać zaledwie uciążliwą lecz finalnie nieznaczną stratą w porównaniu z czekającym Polskę losem.

Podobnie, jak w roku 1940 nikt nie potrafił przewidzieć konsekwencji zbrodniczej logiki, nakazującej wymordowanie kilkudziesięciu tysięcy Polaków, tak obecnie ocena tragedii z 10 kwietnia będzie ograniczona do wskazania tylko zdarzeń bieżących. Prawdziwy bilans strat zrozumiemy po wielu latach. Nie wolno jednak zapomnieć, że ludobójstwa i zbrodnie dokonywane przez rosyjskich władców mają zawsze racjonalny charakter i precyzyjny cel i wynikają z długofalowej strategii ekspansji i podboju.

Jeśli więc śmierć Prezydenta i towarzyszących mu osób była efektem zamierzonych działań, mamy do czynienia z eliminacją współczesnej elity polskiej w imię realizacji strategicznego celu polityki rosyjskiej, a efektem końcowym będzie stworzenie z III RP rosyjskiego dominium

Zdarzenia, które można wskazać będą odrębnymi etapami na tej drodze, lecz wszystkie razem mają na celu doprowadzenie do uzależnienia i podporządkowania Polski. 

 

Dyktat gazowy.

 

Z tej perspektywy, wydarzeniem najważniejszym będzie bez wątpienia umowa gazowa, skazująca nas na 27 –letni dyktat Gazpromu i prowadząca do ścisłego związania polskiej gospodarki z interesami Rosji. Warto pamiętać, że dla Prezydenta Kaczyńskiego bezpieczeństwo energetyczne Polski było bezwzględnym priorytetem i sprawie tej poświęcał wiele miejsca. Projekt jego autorstwa - Euroazjatycki Korytarz Transportu Ropy Naftowej, - którego część miał stanowić rurociąg Odessa-Brody-Płock-Gdańsk pozwalał na dostawy ropy naftowej z regionu Morza Kaspijskiego do Polski i Europy. W kręgu zainteresowania Lecha Kaczyńskiego leżała również sprawa wydobycia gazu łupkowego oraz jak najszybsze uruchomienie Gazoportu. Również sprzeciw wobec budowy Nord Stream, blokującego wejście do portu w Świnoujściu wynikał z konsekwentnej, zgodnej z polskim interesem polityki bezpieczeństwa energetycznego.

Prezydent był przeciwnikiem długoterminowego kontraktu z Rosją, podobnie jak Szef BBN Aleksander Szczygło czy Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski. Wszyscy oni wielokrotnie dawali wyraz swoim wątpliwościom związanym z tym projektem. 

17 listopada 2009 roku Lech Kaczyński przesłał do Donalda Tuska list, w którym zawarł pytania dotyczące kilku kluczowych kwestii związanych ze stanowiskiem negocjacyjnym rządu, a 26 marca br. odbyło się w Belwederze spotkanie ekspertów poświęcone sprawom gazowym. Wywołało ono olbrzymie wzburzenie grupy rządzącej i sprowadziło liczne ataki medialne na Prezydenta, zaś obecni na spotkaniu przedstawiciele rządu opuścili salę obrad. Główny wniosek, płynący z przedstawionego wówczas raportu Piotra Naimskiego był bowiem taki, że umowa z Rosją jest niekorzystna dla Polski i zagraża naszemu bezpieczeństwu. Wiemy, że już wówczas Prezydent poważnie zastanawiał się nad prawnymi możliwościami zablokowania umów z Gazpromem i prowadził w tej sprawie liczne konsultacje.

Dla grupy rządzącej sprzeciw Lecha Kaczyńskiego był w pełni realnym zagrożeniem. Tylko on dysponował adekwatnymi do problemu instrumentami władzy i mógł, (choćby na forum Komisji Europejskiej) zablokować podpisanie kontraktu gazowego.

Wyeliminowanie tak groźnego przeciwnika usuwało ostatnią, poważną przeszkodę. Czy dlatego Władimir Putin podczas konferencji prasowej w Smoleńsku w dniu 7 kwietnia mógł powiedzieć, że „podpisanie niezbędnej dokumentacji nastąpi w niedługim terminie” i poinformować, że podczas rozmów z Tuskiem umówili się już na długoterminowe dostawy rosyjskiego gazu? Wówczas ta wypowiedź wydawała się całkowicie niepojęta, jeśli zauważyć, że postanowieniom umowy sprzeciwiała się Komisja Europejska, wzywając Polskę do „zaprzestania naruszeń przepisów UE dotyczących rynku wewnętrznego gazu” i grożąc skierowaniem sprawy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Po śmierci Lecha Kaczyńskiego nie ma już w Polsce żadnego ośrodka władzy, który na forum europejskim mógłby skutecznie zablokować podpisanie kontraktu, zatem jego ratyfikacja będzie przesądzona.

 

Nowa polityka zagraniczna.

 

Kolejną konsekwencją tragedii smoleńskiej jest szybko postępująca zmiana kierunków polityki zagranicznej, a w zasadzie jej podporządkowanie interesom państw sąsiednich. Przejawia się to nie tylko w rezygnacji z roli lidera wobec państw postsowieckich, odrzuceniu dalekowzrocznej polityki wobec Gruzji czy sabotażu w sprawie tarczy antyrakietowej. Kierunek tej polityki jasno sprecyzował przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Rady Federacji Rosyjskiej senator Michaił Margielow już w październiku 2007 roku, gdy oświadczył, że „są nadzieje na normalizacje stosunków między Moskwą a Warszawą”. Margiełow dodał wówczas, że „problemów w stosunkach rosyjsko-polskich przy Jarosławie Kaczyńskim nagromadziło się wiele, a ich likwidacja będzie wymagać czasu”.

Rzeczywiście – „likwidacja problemów” wymagała wiele czasu i trwała aż do 10 kwietnia.

Rażąca indolencja grupy rządzącej została zastąpiona równie skandalicznym serwilizmem, posuniętym do granic zależności wasalnej. Począwszy od irracjonalnego „pojednania” polsko – rosyjskiego, ogłoszonego tuż po 10 kwietnia, poprzez stawianie pomników sowieckim najeźdźcom, po działania prorosyjskiego lobby na forum europejskim i brak krytycznej oceny projektu Nord Stream. Na miano groteskowego symbolu tej służalczość zasługuje sprawa przenosin pomnika Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni na warszawskiej Pradze, wymuszona budową II linii metra. O zgodę na przeniesienie polskiego pomnika w polskiej stolicy, polscy urzędnicy miejscy zwrócili się pisemnie do ambasady rosyjskiej.

Kluczowym projektem ministra Sikorskiego, forsowanym szczególnie mocno po 10 kwietnia jest jednak porozumienie o bezwizowym ruchu granicznym pomiędzy Polską i Rosją, obejmujące obwód kaliningradzki.. Projekt ten, na kilka dni przed tragedią smoleńską został poszerzony o koncepcję włączenia obwodu do unijnego programu Partnerstwa Wschodniego – zgłoszoną przez ambasadora RP w Moskwie Jerzego Bahra. To rzecz bez precedensu, ponieważ w zakresie prawa międzynarodowego nie ma takiego podmiotu jak obwód kaliningradzki. Zamysł dotyczy więc całej Rosji, a w chwili obecnej jej najbardziej zmilitaryzowanego obszaru. Projekt to o tyle ważny, że łączy dalekosiężne plany rosyjskie, związane choćby z budową elektrowni atomowej i przesyłem energii z koncepcją jeszcze groźniejszą. Warto zauważyć, że gorącym zwolennikiem porozumienia o otwarciu obwodu kaliningradzkiego są Niemcy. Można sobie wyobrazić sytuację Polski, jeśli za kilka lub kilkanaście lat obszar ten, („ucywilizowany” otwartą granicą) w ramach dwustronnych uzgodnień między Moskwą a Berlinem wróci do niemieckiej macierzy, a za nowego sąsiada będziemy mieli...Prusy Wschodnie. To scenariusz całkowicie realny, ponieważ po śmierci Lecha Kaczyńskiego grupa rządząca prowadzi zabójczą z punktu widzenia polskich interesów politykę „usuwania przeszkód stojących na drodze poprawy relacji rosyjsko-niemieckich”. W powiązaniu z rezygnacją z utworzenia litewsko-białorusko-ukraińskiego pomostu – „wielkiego pogranicza” oddzielającego Rosję od Polski, taka polityka może doprowadzić do faktycznego „usunięcia” podstawowej przeszkody - czyli wykreślenia naszego państwa z mapy Europy.

Związane z projektem ruchu bezwizowego porozumienie o wzajemnych stosunkach między Rosją, a UE miało zostać podpisane już w ubiegłym roku. Na przeszkodzie stanęło jednak twarde stanowisko Polski, głównie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Powodem sprzeciwu były wydarzenia w Gruzji, stosowany przez Rosję szantaż energetyczny oraz polityka podporządkowania państw byłego Związku Sowieckiego.

Po 10 kwietnia, również ta przeszkoda przestała istnieć.

Ze zmianą kierunków polityki zagranicznej związana jest również kwestia wznowienia współpracy wojskowej, między III RP a Rosją. Można na nią patrzeć w szerszym kontekście surrealistycznego planu współpracy NATO – Rosja.

Rozmowy na ten temat prowadzone były już przed 10 kwietnia, lecz dopiero po śmierci Prezydenta i najwyższych dowódców wojska projekt nabrał rozmachu. W lipcu minister Sikorski zapowiedział, że rosyjscy inspektorzy będą sprawdzać polskie bazy wojskowe, w których rozlokowano systemy antyrakietowe. Jednocześnie Rosjanie zaproponowali współdziałanie marynarek wojennych obydwu krajów na Morzu Bałtyckim, m.in. w operacjach poszukiwawczych i ratowniczych, nawiązanie wzajemnych kontaktów dowódców, jednostek przygranicznych i zgrupowań wojskowych oraz organizację nauczania polskich oficerów w rosyjskich ośrodkach szkolenia.

Efektem zbliżenia była sierpniowa wizyta szefa rosyjskiego Sztabu Generalnego gen. Nikołaja Makarowa w Polsce Mianowany przez Bronisława K. nowy szef Sztabu Generalnego WP Mieczysław Cieniuch zaproponował Rosjanom „wymianę doświadczenia w sferze unowocześnienia sił zbrojnych i nawiązanie roboczych stosunków między wojskowymi pododdziałami Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych oraz Marynarki Wojennej, dyslokowanych w przygranicznych rejonach.” Zaplanowano również prowadzenie i obserwację ćwiczeń, oraz szkolenie wojsk i dowództw.

Zapewne tego rodzaju powrót do koncepcji „Układu Warszawskiego-bis” byłby utrudniony, gdyby na czele armii stał gen. Franciszek Gągor , a zwierzchnikiem Sił Zbrojnych był Prezydent Lech Kaczyński.

 

Fałszowanie historii, reaktywacja WSI.

 

W obszar kosztów, jakie poniesie Polska po katastrofie smoleńskiej trzeba również zaliczyć politykę historyczną. Wykładnię „nowego otwarcia” w stosunkach z Rosją jasno wyłożył Stefan Niesiołowski kwestionując obowiązującą dotąd, zdawałoby się, oczywistą dla każdego myślącego Polaka, kwalifikację zbrodni katyńskiej jako zbrodni ludobójstwa. Odtąd nienazwana i nierozliczona karta tragicznej historii polsko-rosyjskiej ma więcej „nie dzielić”. To pogląd identyczny z rosyjską wizją. Wiemy, że państwo Putina nigdy nie uznało mordu na polskich obywatelach za zbrodnię ludobójstwa, nie ujawniło wszystkich okoliczności sprawy, nie wskazało sprawców i nie otworzyło archiwów, a w oficjalnym stanowisku rządu rosyjskiego przekazanym przed kilkoma miesiącami do Trybunału w Strasburgu stwierdzono, że „ Nie ma dowodu na to, iż Polaków zamordowano”. Ten sam rząd Putina w kwietniu 2010 roku odmówił jakiejkolwiek rehabilitacji ofiar, twierdząc, że „nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono”. Na miano farsy i kpiny z Polaków zasługują propagandowe gesty przekazywania kolejnych partii materiałów archiwalnych dotyczących zbrodni katyńskiej. Są to bowiem rzeczy od lat doskonale znane polskim historykom, nie wnoszące do tematu żadnej nowej wiedzy.

Nie można nie wspomnieć o jeszcze dwóch poważnych kosztach związanych z tragedią smoleńską. Pierwszym i najgroźniejszym jest reaktywacja wpływów środowiska Wojskowych Służb Informacyjnych - tego „peryskopu, za pomocą którego Rosjanie pozyskiwali wiedzę o mechanizmach funkcjonowania naszego państwa” – jak trafnie określił rolę WSI profesor Andrzej Zybertowicz. Nie bez powodu nastąpiła sekwencja zdarzeń zapoczątkowana powołaniem stowarzyszenia „Sowa”, a następnie wystawieniem kandydatury Bronisława Komorowskiego oraz kampanią kwestionowania procesu likwidacji i weryfikacji służby.

W oficjalnej działalności tego środowiska, dzień 10 kwietnia wydaje się datą przełomową. Można powiedzieć, że z chwilą śmierci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego – depozytariusza aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI – mobilizacja ludzi tej służby nabrała determinacji i rozmachu. Tylko w kwietniu br. członkowie stowarzyszenia spotkali się dwukrotnie: przed katastrofą - w dniu 1.04 na „uroczystym spotkaniu” z gen. Markiem Dukaczewskim i po – w dniu 24 kwietnia na Nadzwyczajnym Walnym Zgromadzeniu Członków Stowarzyszenia „Sowa”. Jak ustaliła „Gazeta Polska” jedną z pierwszych decyzji nowego prezydenta, było zlecenie Biuru Bezpieczeństwa Narodowego przygotowania zmian systemowych przeobrażających wojskowe służby specjalne – SKW i SWW. W przygotowywanych przez BBN dokumentach jest mowa o gruntownej przebudowie służb wojskowych i cywilnych, w taki sposób, by najważniejsze funkcje mogli pełnić w nich ludzie zaakceptowani przez Komorowskiego. Troskę o środowisko WSI wykazała również nowa Rzeczniczka Praw Obywatelskich, gdy natychmiast po wyborze skierowała do ministra Obrony Narodowej wystąpienie „w sprawie problemów powstałych w wyniku wejścia w życie przepisów ustawy likwidującej Wojskowe Służby Informacyjne”.

W sierpniu stowarzyszenie „Sowa” złożyło do Prokuratury Rejonowej zawiadomienie o „podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej” oraz wystąpiło do RPO i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w Polsce z prośbami o objęcie „zakresem ich możliwego działania spraw w obszarze zmierzającym do naprawy niezgodnego z Konstytucją RP prawa [...] oraz zmierzającym do wyjaśnienia przyczyn pozostawania w bezczynności organów państwa względem sporządzenia uzupełnienia Raportu”. Ostatnie, wrześniowe oświadczenie „Sowy” nie pozostawia wątpliwości, że celem środowiska jest sporządzenie „uzupełnienia Raportu” w taki sposób, by zakwestionować ustalenia Komisji Weryfikacyjnej i doprowadzić do „przywrócenia dobrego imienia byłym żołnierzom WSI”. Można również przypuszczać, że zawiadomienie prokuratury w sprawie Antoniego Macierewicza ma związek z aktywnością ministra w sprawie wyjaśnienia okoliczności pułapki smoleńskiej i pracą sejmowego zespołu PiS. „To, że ludzie, którzy byli szkoleni przez KGB i GRU uważają teraz, że przyszła dobra koniunktura na ich powrót do wojska i do życia publicznego i do decydowania o państwie polskim, to rozumiem. – stwierdził przed kilkoma dniami Antoni Macierewicz. „ Ale jest polską racją stanu, żeby na ten powrót ludzi GRU nie zezwolić.” – dodał.

Doświadczenia ostatnich miesięcy wskazują, że „racją stanu” dla grupy rządzącej będzie jednak pełna reaktywacja środowiska WSI. Głownie z tej przyczyny, że ów „peryskop” jest nieodzownym dla Rosji elementem służącym zachowaniu wpływów na życie publiczne III RP. Ludzie służb wojskowych PRL, będących de facto agendą służb sowieckich stanowią zatem gwarancję nienaruszalności interesów pułkownika KGB Władimira Putina. 

 

Nowe elity.

 

Z tym samym obszarem przywracania dominium rosyjskiego związany jest proces kreowania „nowych elit”. Smoleńska tragedia, w której śmierć poniosło tak wielu przedstawicieli autentycznych elit pozwoliła zaistnieć na szerokim forum ludziom, którzy w normalnych okolicznościach nigdy nie znaleźliby się na politycznych salonach i nie odegraliby żadnej, znaczącej roli. Mamy tu do czynienia z procesem zapoczątkowanym już w roku 2007, gdy obecna ekipa rządząca, złożona z miernot, frustratów i nieudaczników, przy udziale propagandy medialnej wykreowała siebie i sobie podobnych na „mężów stanu” i „autorytety”. Podłożem na którym zbudowano „nowe elity” była nienawiść do wszystkiego, co związane z partią Kaczyńskich i lęk przed powrotem IV RP, utożsamianej z zagrożeniem interesów establishmentu „okrągłego stołu”. Ludzie Platformy żyjący w ideowej pustce musieli znaleźć formułę, która pozwoliłaby im dotrzeć do społeczeństwa. Gdy nie można było przedstawić koncepcji pozytywnej, pozostało odwołanie do negatywnych skojarzeń i najniższych instynktów, tworzenie fałszywych obrazów, irracjonalnej niechęci i lęków. Ponadto wielu polityków PO, biznesmenów, dziennikarzy i ludzi życia publicznego po likwidacji WSI odczuwało zagrożenie możliwością ujawnienia ich kontaktów i interesów prowadzonych pod dyktando wojskowej bezpieki. Wkrótce więc nagromadzenie pod szyldem Platformy wszelkiego rodzaju renegatów, desperatów i „skrzywdzonej” rządami PiS-u agentury uczyniło z tego środowiska istny skansen agresywnych, twardogłowych typów złączonych wspólną nienawiścią i żądzą odwetu. Dlatego ludzie ci nie są „incydentami politycznymi”, a rzeczywistymi reprezentantami „nowej elity”, na którą głosują lokatorzy zakładów karnych i barbarzyńska tłuszcza zgromadzona na Krakowskim Przedmieściu. 

Po 10 kwietnia mieliśmy do czynienia z całą serią nominacji na stanowiska publiczne wakujące po ofiarach tragedii smoleńskiej. W niemal wszystkich przypadkach, można mówić o znaczącej deprecjacji tych stanowisk i powoływaniu na nie ludzi zupełnie innego formatu, niż poprzednicy. Najbardziej jaskrawym przypadkiem tej politycznej dewaluacji, będzie bez wątpienia objęcie stanowiska prezydenta przez człowieka, którego jedynym walorem wydaje się przyjaźń ze środowiskiem WSI. Niedawne odznaczenie przez Bronisława Komorowskiego Orderem Odrodzenia Polski członków byłej PZPR, tajnych współpracowników bezpieki oraz osób z zarzutami prokuratorskimi wpisuje się w akcję kreowania „nowych elit”.

Pewnym symbolem tego procesu może być również postać Henryki Krzywonos, wykorzystana do propagandowej gry podczas Zjazdu NSZZ „Solidarność” w 30 rocznicę Sierpnia 80. Udział takich osób w fałszowaniu zdarzeń z najnowszej historii wynika ze świadomej koncepcji polityki historycznej, polegającej na zastępowaniu autentycznych bohaterów (Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda) ludźmi użytecznymi dla interesów establishmentu III RP.

Ta strata, pogłębiona śmiercią dziesiątek wartościowych osób – ofiar Smoleńska, może okazać się najdotkliwsza ze wszystkich plag, jakie dotknęły Polskę po 10 kwietnia. W żadnym innym zakresie, jak właśnie w tym deficycie widać wyraźnie analogię ze zbrodnią katyńską. Jeśli nie w ilości ofiar, to w zbrodniczej logice nakazującej likwidację wykształconych, wartościowych osób, by otworzyć przestrzeń dla prostackiej „nowej elity”. Śmierć w Smoleńsku otworzyła szeroko drzwi nikczemnej bylejakości, obwieściła tryumf nienawiści, ucieczkę od odpowiedzialności i zasad, spychając jednocześnie ludzi honoru do egzystencji na marginesie życia publicznego i skazując ich wartości na byt sztandarowych haseł.

Jeśli taki był sens pułapki smoleńskiej, a śmierć Prezydenta i towarzyszących mu osób miała strącić Polskę w obszar relacji wasalnych, mamy dziś do czynienia z historycznym „bilansem otwarcia”, którego finalnym produktem będzie twór państwowy uzależniony od woli obcych mocarstw.  

 

 

Artykuł opublikowany w wydaniu specjalnym Gazety Polskiej z 7.10. poświęconym tragedii smoleńskiej.

.................... Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo. ...............

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka