Trzeba bowiem zapytać: jak hierarchowie polskiego Kościoła mogą wzywać wiernych, by modlili w sprawie ustawy bioetycznej i powoływać się na nakaz działania zgodnie z sumieniem i Dekalogiem, jeśli przez ostatnie lata dopuścili do niewiarygodnych aktów zgorszenia i przyzwolili na niszczenie elementarnych zasad moralnych i etycznych?
Jak mogą odwoływać się dziś do głosu sumienia Polaków lub apelować do sumień polityków, skoro pozwolili się na deptanie podstawowych prawd i moralny relatywizm, w imię politycznych lub materialnych korzyści?
"Kościół nie może dopuścić, by zleceniodawcy zabójstwa księdza pozostali nieznani " – tymi słowami 27 listopada 1984 roku Jan Paweł II zobowiązał polski Kościół do wyjaśnienia całej prawdy o śmierci księdza Jerzego. Przez 26 lat, jakie minęły od męczeńskiej śmierci księdza Jerzego, Kościół w Polsce nie spełnił tego nakazu. Wszystko, co wiemy o późniejszej postawie prymasa Glempa i zachowaniach innych hierarchów dowodzi, że przyjęli wersję zdarzeń narzuconą Polakom przez komunistyczną propagandę i uczynił bardzo wiele, by prawda o zleceniodawcach zbrodni została głęboko pogrzebana. Co więcej – tych, którzy chcieli tę prawdę odkryć nazywano wrogami Kościoła i przeciwnikami beatyfikacji księdza Jerzego.
Polski Episkopat nie wykazał żadnych starań, by wyjaśnić okoliczności tych mordów.
Ludzie, którym Polacy bezgranicznie zaufali, którym powierzyli swój los prowadzili w tym czasie zakulisowe ustalenia z sowieckimi namiestnikami i dążyli do powierzenia najwyższego urzędu w państwie agentowi NKWD odpowiedzialnemu za pacyfikację Wybrzeża, stan wojenny, zabójstwa księży i setek polskich patriotów.
Przez 20 lat hierarchowie Kościoła nie zdobyli się na odwagę, by powiedzieć Polakom, jak okrutnie oszukano ich w czasie „ustrojowej transformacji” i kim byli ludzie budujący III Rzeczpospolitą. Zawiązany nad grobami księży „sojusz tronu i ołtarza” trwa do dziś, niwecząc polskie marzenia o niepodległości.
Czym innym, jeśli nie lękiem przed prawdą były podyktowane decyzje wobec księdza Tadeusza Zaleskiego, publiczne wyzywanie go i piętnowanie przez hierarchów? Nie słuchano jego głosu, gdy bił na alarm w sprawie esbeka zarządzającego Komisją Majątkową, nie zwracano uwagi, gdy wskazywał na agenturalne powiązania i korupcyjne układy. Jakim prawem ludzkim lub boskim wytłumaczyć zamykanie ust kapłanowi dążącemu do oczyszczenia Kościoła? Dziś, gdy „sojuszowi tronu i ołtarza” zagraża prawda o Komisji Majątkowej, obecny rząd i hierarchowie dążą do jej pospiesznej likwidacji.
Nikt z tych hierarchów nie wskazał Polakom; na czym polega donosicielstwo i zdrada, nikt nie potępił biskupów – zaprzańców, pedofilów i gorszycieli, nie pokazał palcem sprzedajnych polityków – oszustów, nie wytyczył wyraźnej granicy dobra i zła.
Dlatego „głosem medialnym” Kościoła jest dziś abp. Życiński - tajny współpracownik bezpieki o pseudonimie „Filozof”, a przewodzi mu abp Kowalczyk, zarejestrowany w aktach SB jako kontakt informacyjny „Capino”. Dlatego ksiądz Stanisław Małkowski – przyjaciel księdza Jerzego, jest dziś „zesłany” na Węglową Górkę z zakazem publicznej działalności, a zaszczyty odbierają miernoty i tchórze.
Jeśli zatem dziś hierarchowie przywołują głos sumienia – ten szczególny dar rozsądzania dobra i zła – jak chcą go odnaleźć we współczesnych Polakach? Skąd chcą wydobyć pokłady prawdy, skoro przez lata III RP nie potrafili zasiać jej ziaren? Do jakiej odwołać się moralności, jeśli sami byli przyczyną zgorszenia? Czy można w tej sytuacji pominąć ewangeliczny obraz kamienia młyńskiego – przerażającego znaku wielkości grzechu zgorszenia?
W tak ważnej sprawie, jaką są regulacje ustawy bioetycznej dotykamy przecież fundamentalnych zasad prawa naturalnego, mamy rozstrzygnąć, jakie dobro należy popierać, jakiego dobra bronić oraz jakiemu złu zapobiec. By tego dokonać, trzeba nie tylko indywidualnej wiedzy, ale przede wszystkim wzoru życia według niepodważalnych zasad moralnych, bez „światłocienia”, bez relatywizmu.
Skoro u podstaw etyki leży prawda, czy można wymagać prawidłowych wyborów, nie ukazując Polakom prawdy lub wręcz z nią walcząc?
Jest wśród hierarchów wielu ludzi prawych i godnych miana pasterzy. Czasem ich głos przebija się przez medialną zasłonę. Pisząc o hierarchach Kościoła nie chcę zatem stosować prostych uogólnień. Tu byłyby szczególnie groźne i krzywdzące. Trzeba jednak odważnie zmierzyć się z prawdą o zgorszeniu, jakie wynika z działań lub zaniechań ludzi Kościoła i nie bać się mówić o tym wprost. Trzeba to zrobić według tej mądrości, która kazała księdzu Jerzemu po spotkaniu z prymasem Glempem napisać: „Zarzuty mi postawione zwaliły mnie z nóg. SB na przesłuchaniach szanowała mnie bardziej”, lecz zakończyć dopiskiem: „Nie jest to oskarżenie. Jest to ból, który uważam za łaskę Boga prowadzącą do lepszego oczyszczenia się”.
Komentarze
Pokaż komentarze (180)