Aleksander Ścios Aleksander Ścios
2103
BLOG

POLITYCZNA AGENTURA WPŁYWU (6) - WRÓG WEWNĘTRZNY

Aleksander Ścios Aleksander Ścios Polityka Obserwuj notkę 86

„Problem bezpieczeństwa państwa nie sprowadza się do tajemnic wojskowych, do walk wywiadów i kontrwywiadów, ochrony granicy państwa, jego sieci telekomunikacyjnych, gotowości bojowej wojska i innych kwestii tego rodzaju. Powiedziałbym nawet, iż w aktualnej sytuacji sprawy te - choć oczywiście ważne - nie są pierwszoplanowe. Taki charakter mają natomiast liczne kwestie związane ze sprawnością całości mechanizmu państwowego: płynność podejmowania decyzji, stopień podatności służb państwowych na korupcję i rozmaitego rodzaju inspiracje (np. w zakresie tworzenia prawa) ze strony sił obcych, sprawność aparatu ścigania, stopień podatności instytucji finansowych państwa na zakłócenia mogące zdestabilizować np. płynność obiegu pieniądza, warunki wiarygodności instytucji państwa na forum międzynarodowym i sporo innych zagadnień.

Sądzę, iż w ostatecznym rozrachunku jest to przede wszystkim kwestia praworządności, zdolności państwa do realizacji jego zadań ogólnopublicznych. Problem bezpieczeństwa państwa to problem niedopuszczenia do tego, by jego instytucje stały się łupem jakichkolwiek sił i ugrupowań konstytucyjnie nieuprawnionych” – autor tych słów, profesor Andrzej Zybertowicz, napisał je przed 15 laty. Gdy czytamy je dziś, możemy stwierdzić, że nie straciły na aktualności. Z tej trafnej diagnozy prof. Zybertowicza wynika, że kwestii bezpieczeństwa państwa nie można sprowadzać wyłącznie do zdarzeń spektakularnych, związanych z militarnym potencjałem państwa, a warto spojrzeć na nie z perspektywy funkcjonalności całego mechanizmu państwowego, a szczególnie tych procesów, które pozostają zwykle ukryte przed wzrokiem społeczeństwa. To właśnie na tym obszarze – styku polityki z różnymi grupami interesów i ich oddziaływaniu na struktury państwa, rozgrywa się faktycznie kwestia bezpieczeństwa. Upraszczając nieco można powiedzieć, że bezpieczne państwo to takie, które wykonuje swoje zadania względem obywateli, czyli chroni ich bezpieczeństwo, niezależnie od politycznej koniunktury lub politycznej przynależności osób, odpowiedzialnych za to bezpieczeństwo. Bezpieczne państwo to takie, które kwestie praworządności stawia przed interesem partii, organizacji lub grupy interesu – kierując się wyłącznie literą prawa i dobrem obywateli. Na zasadzie antonimii znaczeń, łatwo można stwierdzić, że państwo, którego struktury i mechanizmy działania są podporządkowane partii rządzącej lub grupie interesu, który ta partia reprezentuje – nie jest państwem bezpiecznym.

W tym właśnie obszarze, o którym przed 15 laty mówił prof. Zybertowicz, pisząc o problemach bezpieczeństwa, działa polityczna agentura wpływu. Jeśli ma być skuteczna i wypełniać swoje zadania - czyli dezintegrować państwo lub dezinformować społeczeństwo, musi być ulokowana w miejscu do tego zadania adekwatnym.

Jak zawracałem już na to uwagę, agent wpływu politycznego nigdy nie działa w pojedynkę. Zawsze funkcjonuje w określonym systemie zależności i powiązań, powstałych z racji pełnionych obowiązków, prywatnych koneksji czy znajomości. Ten system może również przyjmować formy instytucjonalne, jak organizacje, stowarzyszenia czy partie polityczne. W tym znaczeniu, agentura wpływu staje się pewnym pojęciem umownym, oznaczającym bardziej system politycznej kontroli, niż konkretną osobę. Zawsze, bowiem, celem będzie przejęcie kontroli nad strukturami państwa lub jego prerogatywami, jak stanowienie i wykonywanie prawa, kształtowanie polityki bieżącej (wewnętrznej i międzynarodowej), funkcjonowanie rynku medialnego. Wiemy jednak, że nie sposób konkretnych, jednostkowych działań przypisać „systemowi politycznej kontroli”, skoro dokonują ich określone i identyfikowalne jednostki.

Ludzie, których nazwiska wymieniłem w tekście POLITYCZNA AGENTURA WPŁYWU (4)- PARTIA INTERESU, pisząc o powstaniu Kongresu Liberalno – Demokratycznego, doskonale wpisują się w ten schemat. Choć sami nie zajmowali pierwszych miejsc w polityce i nie angażowali się w bezpośrednie działania „na pierwszej linii”, potrafili inspirować, stymulować lub wspierać finansowo powstanie partii politycznej. Ich działanie „w cieniu” polityki, na styku służb, biznesu, kontaktów środowiskowych było na tyle skuteczne, że zaowocowało powstaniem partii politycznej, która bardzo szybko okazała się reprezentantem określonego środowiska, przez jednych nazywanego „liberałami”, przez innych „aferałami”. Nie przypadkiem KLD była partią ludzi młodych, ambitnych, żądnych sukcesów i kariery – czyli takich, którymi dość łatwo manipulować, ukierunkowując ich dążenia przy pomocy ogólnie znanych mechanizmów politycznej „korupcji”. Stanowiska rządowe i związany z nimi system przywilejów, dostęp do „salonów” i „autorytetów”, propozycje biznesowe – to tylko niektóre z przydatnych narzędzi.W doskonałym opracowaniu Ryszarda Świętka, na temat agentury wpływu czytamy:

„Przy budowie agentury wybiera się na początku ugrupowanie, reprezentujące określoną opcję polityczną, które może być nośnikiem wspólnego programu, a w dłuższej perspektywie zabezpieczyć własne interesy polityczne. Przez polityczne i materialne wsparcie doprowadza się następnie do rozbudowy obserwowanego ugrupowania i jego bazy, osłabiając jednocześnie konkurencyjne grupy polityczne i wprowadza się "swoich" ludzi w elity rządzące.” Nie inaczej było z KLD, który z niewiele znaczącego ugrupowania zmienił się nagle w partię władzy. Jak do tego doszło? KLD w roku 1990 zaangażował się w kampanię prezydencką Wałęsy. Gdy Wałęsa został prezydentem, na premiera desygnował praktycznie nieznanego opinii publicznej J.K.Bieleckiego. Jak opowiada sam Tusk „W oczach Wałęsy Bielecki miał wszystkie cechy, których prezydent oczekiwał od premiera. Nie był on liderem zbyt silnego ruchu politycznego, który mógłby się potem niepokojąco wyemancypować.”

Niewykluczone, że to idealne rozwiązanie podsunął Wałęsie Jacek Merkel, który kierował sztabem wyborczym Wałęsy w 1990, a po jego zwycięstwie, do marca 1991 zajmował stanowisko ministra stanu do spraw bezpieczeństwa narodowego w Kancelarii Prezydenta RP.

Faktyczną rolę środowiska KLD można dopiero ocenić, gdy analizuje się sposób, w jaki doszło do zamachu na rząd Jana Olszewskiego. Zapewne wszyscy znają „słynną” kwestię Tuska, w trakcie gangsterskiej rozmowy Wałęsy z politykami, w sejmowym pokoju prezydenckim. Ale nie każdy już pamięta, że KLD skorzystało na obaleniu rządu Olszewskiego i fiasku misji Pawlaka. Wspólnie z UD utworzyło gabinet Hanny Suchockiej. Jak pisze Rafał Kalukin w Gazecie Wyborczej– „Przed wyborami 1993 r. pojawia się pomysł wspólnego startu koalicji UD-KLD. - Sprawa rozbiła się o duperele - powie później Tusk, ale prawda jest taka, że połączenie miało wielu przeciwników po obu stronach. Nie kwapił się ani Mazowiecki, ani Tusk, a pomysł zablokował ostatecznie szef kampanii Kongresu Jacek Merkel.”

Ponownie Jacek Merkel pojawia się w otoczeniu Tuska w 2001 roku, gdy trzeba powołać Platformę Obywatelską. Wspólnie z Olechowskim i Płażyńskim budują struktury nowej formacji, a Merkel zostaje jej pełnomocnikiem okręgowym. Warto pamiętać, że człowiek, który budował Platformę – partię, której podstawowym hasłem było „dążenie do umoralnienia życia publicznego”, w 1995 r., wraz z Mohammedem Al-Khafagi i Januszem Baranem założył firmę „Caravana” Polsko-Arabska spółka z o.o. Według informacji zgromadzonych przez WSI firma ta miała być założona za aprobatą generałów: H. Jasika i G. Czempińskiego. Z informacji Zarządu KW UOP dla WSI wynikało, że M. Al-Khafagi ma powiązania z irackimi służbami specjalnymi. Natomiast według ustaleń poczynionych przez ppłk. Słonia z WSI - Jacek Merkel „posiadał naturalne dotarcie” do polityków Unii Wolności i niektórych urzędników kancelarii Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego. Kontakty te współwłaściciel firmy „Caravana” Mohammed Al-Khafagi starał się wykorzystywać do zapewnienia sobie bezpieczeństwa osobistego. Jak oceniały Merkla WSI – „Osoba Bankiera może być „kluczem” do zrozumienia określonych zjawisk gospodarczych, które występują na naszym rynku telekomunikacyjnym i zbrojeniowym. Jest osobą „operacyjnie” interesującą”.

W tym samym czasie, gdy powstawała Platforma, Merkel przejął wraz z kolegami Wojciechem Krefftem i Dariuszem Kaszubskim firmę Chemiskór, zmieniając jej nazwę na 4Media. Głównym celem spółki było okradzenie drobnych inwestorów giełdowych. Prokuratura zarzuciła „zdolnej trójce”, iż fałszując sprawozdania finansowe i ukrywając złe informacje o stanie spółki doprowadzili do sztucznego zawyżania kursów jej akcji, a następnie uzyskane środki wytrasferowywali do nieznanych spółek będących najprawdopodobniej ich własnością. Gdy już nie można było ukrywać stanu 4 Mediów - spółka rozpłynęła się, pieniądze pozostały w kieszeniach właścicieli, a inwestorzy giełdowi i wierzyciele pozostali z papierami, które mogli sprzedać jedynie w skupie makulatury.

Gdy PO już zaistniało, Merkel natychmiast wycofuje się z polityki. To znamienne, że pojawił się publicznie jedynie po to, by wspomóc powołanie tej partii.

Jednak prawdziwym spiritus movens Platformy, był bez wątpienia Andrzej Olechowski i jego osobie przypisywałby największy wpływ na kształt nowej partii. Co prawda oficjalna geneza powstania PO, wskazuje na wspólny wysiłek „trzech ojców”, lecz późniejsze sytuacje i zachowanie Olechowskiego zdają się świadczyć, że miał on szczególnie mocny wpływ na Platformę.

Charakterystyczne wydaje się zachowanie Tuska wobec Olechowskiego. Jeszcze przed wyborami prezydenckimi 2000r. Tusk mówił: - „Głosując na Andrzeja Olechowskiego, kwestionowałbym wysiłek tysięcy ludzi, także swój własny; włożyłbym w ironiczny cudzysłów dwadzieścia najważniejszych lat mojego życia.

Tuskowi jakoby przeszkadzało, że Olechowski był człowiekiem świetnie urządzonym w PRL, współpracującym z ówczesną władzą, w tym z komunistycznym wywiadem. Po wyborach, obecny lider PO najwyraźniej zmienił zdanie i w wewnątrzpartyjnej kampanii, namawia już do zagospodarowania Olechowskiego i jego wyborców. Trzeba przyznać, że powołanie nowej partii, przez trzech „przegranych” przecież polityków, było zadaniem ryzykownym. „Ludzie tworzący PO nie mogli sobie znaleźć ugrupowania, do którego mogliby należeć. Dlatego utworzyli własne” - tak w 2001 roku Andrzej Olechowski tłumaczył przyczyny powstania Platformy Obywatelskiej.

W czym, należałoby upatrywać przychylne reakcje społeczne na pojawienie się tego ugrupowania? Pewną wskazówką niech będą słowa Janusza Lewandowskiego: - „Platforma była formacją postsolidarnościową, która wyszła z epoki naiwności i zaczęła posługiwać się marketingiem. Donald świetnie czuje te techniki, a okazał dużo większe polityczne wyczucie, niż Geremek. Wyczuł, że potrzebna jest nowa formuła i zrealizował ją.”

Marketing, a raczej właściwie dozowana propaganda staje się największą siłą nośną Platformy. Od chwili powstania nieodmiennie, towarzyszyła jej przychylność mediów. W sondażu przeprowadzonym przez Pracownię Badań Społecznych w Sopocie 18 stycznia 2001 roku, a więc dzień przed oficjalnym powołaniem PO do życia na pytanie: "Czy, gdyby powstała formacja polityczna Tuska, Olechowskiego, Płażyńskiego, udzieliłby jej Pan poparcia wyborczego?" 23 procent respondentów odpowiedziało – tak. Bez tzw. PR, opartego na przychylnych partii przekazach medialnych, tak wysoki „kredyt zaufania” nie byłby możliwy. Ale nawet ta nowoczesna „broń” nie ustrzegła Platformy od spektakularnych porażek. Olechowski w 2002 roku niechlubnie przegrał wybory prezydenckie w Warszawie, również wybory samorządowe zakończyły się dla partii klęską.

Wkrótce odszedł z PO Maciej Płażyński - pierwszy przewodniczący partii, który był największym zwolennikiem ścisłej współpracy z PiS. Krytykował swoich kolegów za "ściśle liberalny program, biznesowe uwikłania, które odstraszyły wyborców". Jego miejsce zajął Donald Tusk. Sondaże PO ustabilizowały się na poziomie kilkunastu procent poparcia i nie rokowały poprawy. Jak zgodnie twierdzi wielu obserwatorów, przełom nastąpił za sprawą Jana Rokity i jego udziału w tzw. komisji Rywina. Również, jakoby za sprawą Rokity nastąpiło odejście Olechowskiego. Jednak nawet pozostając poza Platformą, Olechowski wywierał ogromny wpływ na decyzje jej przywódców.

Warto zauważyć, że kontrolowanie ugrupowania politycznego za pośrednictwem uplasowanej wewnątrz agentury wpływu wydaje się zbyt skomplikowane, gdyż z natury ambitni politycy zazwyczaj z trudem podporządkowują się linii myślenia narzucanej im przez partyjnych kolegów. Zupełnie inaczej odbierane są uwagi i opinie doradców, ekspertów, lub tzw. autorytetów, komentarze mediów czy wyniki sondaży opinii publicznej. Wynika stąd, że łatwiej jest manipulować partią z zewnątrz niż wewnątrz. Czy w zachowaniach Jacka Merkla i Andrzeja Olechowskiego wobec własnego, politycznego „dziecka” nie znajdziemy elementów tej strategii?

Jestem głęboko przekonany, że antypisowska retoryka PO jest w ogromnej mierze właśnie zasługą Olechowskiego i to on wskazał kierownictwu Platformy prosty sposób na zdobycie poparcia wyborców. Więcej – cały program Platformy, zbudowany na potrzeby kampanii wyborczej 2005 i 2007r został oparty na „politycznych poglądach” byłego agenta I Departamentu MSW. Dość zajrzeć do wypowiedzi Olechowskiego z lat 2006-2007, na temat stosunków PO z PIS-em, by zrozumieć, na czym polegał ów genialny w swojej prostocie plan propagandowy. Oto w artykule zatytułowanym „Platforma w cieniu PIS”, Olechowski pisze:

„Jak to się stało, że znaleźliśmy się w tak trudnej i jednocześnie tak absurdalnej sytuacji? Dlaczego daliśmy sobie narzucić debatę tak nieistotną, niezwiązaną z realnymi wyzwaniami? Przecież PiS popierany jest ledwie przez trzecią część elektoratu.(…) środowisko, które sformułowało projekt IV Rzeczypospolitej, okazało się zdolne do zdobycia władzy, ale niezdolne do jej sprawowania z pożytkiem dla Polski. Chyba nikt się nie spodziewał, że hasło IV RP okaże się tak żałośnie puste. Do dziś przecież nie wiadomo, czym ta Rzeczpospolita miałaby się różnić od poprzednich - wyższością rządu ludzi nad rządami prawa? Wielki to wstyd dla przywódców tego środowiska. (…)Najdziwniejsza w tym układzie jest obecność Platformy Obywatelskiej. Ta partia powstała z ambicji “uwolnienia energii Polaków” - i o tym powinna przede wszystkim mówić, nie dając się wciągnąć do tak absurdalnej debaty. Od kiedy jednak postanowiła się zająć przede wszystkim państwem, a nie ludźmi, od kiedy pozwoliła się opanować trawiącej polską prawicę obsesji rozliczenia z PRL, nie jest w stanie wyrwać się z kręgu dyskusji dyktowanej przez PiS.I formułuje nowe zadanie – „Platforma musi wnieść nowy ton do debaty publicznej. Ton pozytywny - wiary w zdolności Polaków, w nadrzędność obywateli, w służebność państwa. Musi dowieść, że Polska nie jest krajem, który - jak mówi trener naszej reprezentacji piłkarskiej Leo Beenhakker - “ściąga ludzi w dół, zamiast wynosić do góry”. Jeśli Platforma nie sprosta temu oczekiwaniu, trzeba będzie stworzyć inną partię.”

Są w wypowiedziach Olechowskiego słowa, których rozważenie szczególnie polecam, w kontekście tych zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa, o których mówił przed laty prof. Zybertowicz. W wywiadzie dla „Życia Warszawy” z 12.02.2007r., znajdujemy następującą wypowiedź:

„Silne państwo i partia obywatelska wzajemnie się wykluczają. Postulat silnego państwa może przynosi popularność, ale nigdy nie uznam go za swój. Moja partia chce państwa, które służy obywatelom, a nie odwrotnie.(…) Współczesny człowiek potrafi zrobić sam, z sąsiadami lub np. z kolegami z tego samego zawodu bardzo wiele i z każdym pokoleniem coraz więcej. Nie potrzebuje do tego państwa. Dlatego działania na rzecz rozbudowy i wzmacniania państwa są marnowaniem pieniędzy obywateli.”

Również ten wywiad kończy się jednoznaczną zapowiedzią Olechowskiego, co stanie się, jeśli Platforma nie posłucha „dobrych rad” – „To będzie wyłącznie zależało od oblicza Platformy, jakie wyłoni się z debaty programowej. Jeżeli wyłoni się partia, w której nie będę się rozpoznawał, to zaangażuję się w powołanie nowej. Dziś jednak nad takim planem nie pracuję.(…) Jeżeli będę mógł znów z czystym sumieniem głosować na Platformę, ponownie zapadnę w miłą bezczynność. Jeżeli jednak okaże się, że nie mam już swojej partii, będę musiał temu zaradzić.”

Tuż przed wygranymi przez Platformę wyborami parlamentarnymi w roku 2007, Olechowski jasno wytyczył jej kurs, w stosunku do PIS-u. W tych emocjonalnych wypowiedziach znajdujemy być może prawdziwe oblicze „eleganckiego, dystyngowanego ministra spraw zagranicznych”. W wywiadzie dla “Newsweeka”, z 18.10.2007 r. czytamy: „Olechowski wspiera powyborczą współpracę Platformy z LiD. Ale nie jest bezkrytyczny wobec szefostwa PO. Ma za złe Donaldowi Tuskowi, że zgodził się na wybory zamiast rozliczać rządy PiS w komisjach śledczych. - Najpierw trzeba było sprawdzić, czy miejsce Kaczyńskich jest w wielkiej polityce czy w kryminale - mówi dosadnie.

(…)ja jestem w polityce tylko gościem. Zabieram głos wtedy, gdy dzieję się coś ważnego, albo mam coś do powiedzenia.

(…)pozostaje do rozstrzygnięcia wielkie pytanie, czy należało wybory przeprowadzać akurat teraz, jeszcze przed weryfikacją rządów PiS. Weryfikacją, która by odpowiadała na pytanie czy miejsce braci Kaczyńskich jest w wielkiej polityce, czy w kryminale.”

Znajdujemy również potwierdzenie tezy, o wpływie Olechowskiego na program PO: „Jakiś czas temu interweniowałem, bo nie byłem zadowolony z przekazu i programu Platformy. Przestałem się odzywać, gdy doszedłem do wniosku, że jestem zadowolony z programu.(…) Uważam, że między innymi dzięki mojej interwencji Platforma pożegnała się z projektem IV RP.

Nietrudno z powyższych cytatów wyprowadzić wniosek, że wpływy Olechowskiego na Platformę nie skończyły się z rokiem 2002, lecz trwają do dnia dzisiejszego i determinują wszystkie bodźce propagandowe, używane przez PO, lub, jeśli ktoś woli tzw. „program polityczny”. Jeśli odrzeć go z ogólników, zwrotów retorycznych i pustych haseł, pozostanie „esencja”, którą można sprowadzić do postulatu demontażu/marginalizacji państwa. W wytycznych Olechowskiego znajdziemy te elementy, które jednoznacznie wskazują, że mamy do czynienia z klasycznym wprost przykładem prowadzenia wojny informacyjnej.

W wojnie informacyjnej zniewala się społeczeństwo stopniowo. Trwa to latami. Polem walki jest ludzka świadomość. W pierwszej fazie wyznaczona do podboju społeczność jest demoralizowana, żeby złamać jej moralny kręgosłup. W kolejnej fazie burzy się obowiązujący w niej od wieków porządek wartości, potem pozbawia się ją poczucia własnej godności, zakłamuje osiągnięcia przodków, wpaja poczucie ogólnej niemożności, by wreszcie zniechęcić do stawiania oporu tłumacząc, że wszelki sprzeciw jest bezsensowny, bo trzeba płynąć z prądem.” –pisał Rafał Brzeski w opracowaniu „Wojna informacyjna”

Choć nie miejsce tu na szczegółowe analizy zachowań polityków PO i działań tej partii, dość zauważyć, jaki wpływ społeczny (szczególnie na ludzi młodych) mogą mieć „szczere” wyznania Tuska o narkotykach i alkoholu lub „romantyczne” wspomnienia „trudnego” dzieciństwa marszałka Komorowskiego. Nie ma przypadku, w żadnym z tych medialnych przedstawień. Nie jest również przypadkowa szczególna zawziętość tego rządu, w dążeniu do opanowaniu całego rynku mediów publicznych,  celem przejęcia nad nimi kontroli, skoro to media właśnie są obiektem najbardziej pożądanym w wojnie propagandowej.

Gdy Brzeski wymienia poszczególne metody walki informacyjnej przeciwko państwu, z łatwością można w nich odczytać echa większości „postulatów programowych” Platformy Obywatelskiej i znaleźć je w codziennej praktyce rządów Platformy. Inspirowanie tarć i walk wewnętrznych, demontaż mechanizmów samosterowania społecznego, blokowanie przepływu informacji czy sterowanie „przeciekami” i tematami medialnymi, w celu osłony własnej agentury – to tylko niektóre z przykładów.

Różnica zasadnicza polega na tym, że metody te w wojnie informacyjnej dotyczą „obozu przeciwnika” i są realizowane przez agenturę wpływu państw obcych. My zaś, mamy do czynienia z sytuacją, gdy to rząd Rzeczpospolitej prowadzi działania inspirowane polityczną agenturą wpływu przeciwko własnemu państwu. Pytanie - czy działa z inspiracji wroga wewnętrznego, określanego jako układ mafijny, agenturalny – czy też znajduje ośrodek decyzyjny poza granicami Polski ( przy czym jedno źródło, nie musi wykluczać drugiego), byłoby w normalnym państwie, przedmiotem szeroko zakrojonych działań służb specjalnych i prokuratury.

Jeśli przed kilkoma dniami Jarosław Kaczyński powiedział otwarcie, że „Tusk chce zdezintegrować naród”, nie należy tych słów pojmować inaczej jak dosłownie. Taktyka realizowana przez partie politycznej agentury wpływu, zawsze zmierza do destabilizacji i dezintegracji państwa, więzów społecznych i narodowych. Brutalizacja języka politycznego, tworzenie trwałych i coraz głębszych podziałów społecznych, walka z pamięcią narodową, niszczenie szkolnictwa i kultury, propagowanie zachowań antypaństwowych lub amoralnych - nie jest niczym innym jak „fazą I” procesu dezintegracji. A będą następne.

Dramatyzm tej sytuacji polega na tym, że w Polsce zdaje się nie istnieć dziś żadna instytucja, zdolna wypełniać funkcje rzecznika ochrony interesów państwa, swoistego strażnika jego stabilności i bezpieczeństwa, a zarazem organu, który wskazywałby i zwalczał patologie ,bezprawie i działania agentury wpływu. Dramat polega na tym, że polityczna agentura wpływu, wykorzystując mechanizmy demokracji, opanowuje po kolei wszystkie instytucje państwa działając od wewnątrz i dokonuje wrogiego przejęcia, pod pozorem sprawowania władzy wykonawczej. Zagrożenie jest tym większe, że ów „wróg wewnętrzny” działa za aprobatą ogromnej części społeczeństwa, podanego kilkuletniej manipulacji i utrzymywanego codziennie w tym stanie, kolejną porcją medialnych kłamstw. Jak zneutralizować, a w rezultacie zniszczyć, to wrogie działanie politycznej agentury wpływu, nie naruszając struktur społeczeństwa, które uwierzyło politycznym hasłom i medialnym manipulacjom – zdaje się być wezwaniem równie trudnym, jak odzyskanie autentycznej niepodległości.



Źródła:

Andrzej Zybertowicz – „W uścisku tajnych służb. Upadek komunizmu i układ postnomeklaturowy”, Wydawnictwo ANTYK, Warszawa 1993.

Ryszard Świętek – Agentura wpływu. Najniebezpieczniejsza broń mocarstw.

http://wyborcza.pl/1,76498,2968784.html

http://www.abcnet.com.pl/node/900

http://www.olechowski.pl/home/2006/10/12/platforma-w-cieniu-pis/

http://www.olechowski.pl/home/2007/02/12/przestalem-rozumiec-platfrome/

http://www.olechowski.pl/home/2007/10/18/powinna-powstac-koalicja-po-z-lid-newsweek-18102007-r/

http://www.tvn24.pl/0,1565395,0,1,j-kaczynski-tusk-chce-zdezintegrowac-narod,wiadomosc.html

http://ojczyzna.pl/ARTYKULY/BRZESKI-R_Wojna-Informacyjna.htm

http://www.tvn24.pl/0,1565395,0,1,j-kaczynski-tusk-chce-zdezintegrowac-narod,wiadomosc.html

.................... Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo. ...............

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka